„Lechia znowu miała fart” - tak oceniany był zwycięski mecz biało-zielonych z Pogonią. Zresztą nie pierwszy, bo w tym sezonie często słychać, że podopieczni trenera Piotra Stokowca wygrali, bo mieli więcej szczęścia. „Od Lechii szczęście się odwróciło” - z takimi opiniami można było spotkać się po zremisowanym spotkaniu w Kielcach z Koroną. Lechia była zdecydowanie lepsza pod każdym względem, miała wiele okazji bramkowych, a Flavio Paixao nie wykorzystał rzutu karnego. Po niedzielnych meczach w Lotto Ekstraklasie ten remis w Kielcach ma jednak zupełnie inny wymiar. Legia przegrała bowiem u siebie z Cracovią, a to oznacza, że biało-zieloni powiększyli przewagę nad mistrzem Polski do czterech punktów. Ta zaliczka jest zatem nieco wyższa niż na zakończenie poprzedniego roku, a nad czwartą w ligowej tabeli Koroną biało-zieloni mają już 11 punktów przewagi.
Lechia prezentuje taki styl gry od początku sezonu i trudno rozpatrywać dobre wyniki w kategorii szczęścia. Oczywiście, jest ono w sporcie potrzebne, ale w parze z nim musi iść dobra gra. Z pewnością kilka meczów mogło zakończyć się dla biało-zielonych gorzej, ale też kilka lepiej. I to dotyczy praktycznie wszystkich drużyn. Fakty są takie, że podopieczni trenera Stokowca są liderem Lotto Ekstraklasy, mają cztery punkty przewagi nad Legią, przegrali tylko dwa mecze w tym sezonie, a więc zdecydowanie najmniej w lidze. Gdańszczanie strzelili 36 goli i pod względem skuteczności ustępują tylko Jagiellonii i stracili 18, czyli najmniej spośród wszystkich zespołów w ekstraklasie. Do tego Lechia nie przegrała w lidze już dwunastego meczu z rzędu, a więc już od blisko pięciu miesięcy. Te wszystkie liczby, to nie jest wynik nieprawdopodobnego szczęścia czy wygrania losu na loterii, ale postawy drużyny na boisku.
Biało-zieloni nie zawsze prowadzą grę i mają ogromną przewagę, jak w spotkaniu z Koroną, ale potrafią wygrać mecze, w których gra się nie układa albo rywal dłużej utrzymuje się przy piłce. Może po prostu warto spojrzeć na Lechię w tych kategoriach, że gra dziś najmądrzejszą piłkę w naszej ekstraklasie. Drużynę cechują bardzo dobra organizacja gry, konsekwencja, przygotowanie motoryczne i skuteczność, której akurat zabrakło w Kielcach. To wszystko jednak składa się na całość, która daje Lechii prowadzenie w ekstraklasie i chyba dziś już nikt by się specjalnie nie zdziwił gdyby biało-zieloni sięgnęli po mistrzostwo Polski. Wykorzystując do maksimum atuty i jednocześnie korzystając na słabościach ligowych przeciwników.
W których meczach Lechia może mówić o tym, że szczęście jej dopisało? Na pewno z Pogonią w Szczecinie, gdzie przegrywali 1:2, a wygrali 3:2 czy w Gliwicach z Piastem, kiedy Lukas Haraslin uratował remis na pięć minut przed końcem spotkania. W spotkaniu z Arką Gdynia, kiedy Flavio Paixao dał wygraną w doliczonym czasie gry, z Cracovią - gdy goście nie wykorzystali karnego - a Flavio dał wygraną w meczu, który się nie układał i kilkanaście dni temu z Pogonią, kiedy Flavio znowu był bohaterem.
Paixao dał zatem cenne punkty, ale też po jego pomyłkach biało-zieloni byli stratni. Pudła z karnych Flavio sprawiły, że biało-zieloni tylko zremisowali ze Śląskiem Wrocław 1:1 i ostatnio w Kielcach z Koroną 0:0 oraz przegrali z Wisłą Płock 0:1. Na brak szczęścia podopieczni trenera Stokowca mogli narzekać w spotkaniu z Zagłębiem Lubin, w którym prowadzili 3:0, a zremisowali 3:3 czy w Legnicy z Miedzią, gdzie spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0, choć to Lechia była wyraźnie lepsza, a Lukas Haraslin nie trafił z metra do bramki. To pokazuje, że suma szczęścia zawsze równa się zero.
Adam Buksa po meczu Lechii Gdańsk z Pogonią: Lechia jest zdyscyplinowana, ale nie widowiskowa
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?