Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pruszcz Gdański: Jak pierwszy Powiatowy Komendant Milicji Obywatelskiej postrach siał wśród pruszczan [FOT. ARCHIWALNE]

Anna Kordunowska
Zdjęcia archiwalne
W związku z Rokiem Tożsamości Pruszcza Gdańskiego publikować będziemy artykuły historyczne, które nawiązywać będą do dawnego Pruszcza. Historii jest wiele. Niektóre kończą się tragicznie, inne wprawiają w osłupienie, na podstawie kolejnych napisać można by było romantyczną powieść. Większość z nich okraszona jest jednak niezwykłym humorem, którym każda anegdota przepleciona jest na swój sposób.

Tym razem historyk Daniel Czerwiński opowiedział nam o początkach milicji w powiecie gdańskim. Ta instytucja, przez którą starszemu pokoleniu pewnie jeży się włos na głowie, w Pruszczu Gdańskim powstała w kwietniu 1945 roku. Pierwszym komendantem powiatowym został niejaki Zenon Zakrzewski, który przez kilka pierwszych miesięcy rezydował w Sopocie, gdzie mieściła się wówczas siedziba milicji powiatu gdańskiego. Aby opisać początki pruszczańskiej milicji, skupić musimy się na Zakrzewskim, którego mieszkańcy bynajmniej nie darzyli sympatią.

„To szkodnik i podważający dobre imię milicji” - przeczytać możemy w archiwach. Starosta Gdański napisał kiedyś wprost - „Dopóki on pozostanie komendantem, dopóty w powiecie spokoju nie będzie”.

Skąd wziął się w Pruszczu? Ano jego losy są dość zawiłe. Urodził się w 1919 roku w Łodzi, a wychowywał w małej miejscowości na Kresach. Skończył szkołę i w 1938 roku wstąpił na ochotnika do wojska. Podczas obrony Warszawy, będąc ciężko rannym, dostał się do Dachau, z którego uciekł, i przez kilka miesięcy ukrywał się w Łodzi. Stamtąd, przez San, przedostał się do Rosji. Został ranny - i jak pisze w swoim życiorysie - pomogli mu rosyjscy żołnierze. W roku 1940 wstąpił do wojsk sowieckich. W czasie walk został ranny, po wyjściu ze szpitala odesłano go do wojsk Andersa. Udało mu się nawet awansować. Jednak po pewnym czasie skazano go na karę śmierci za kolaborację z Sowietami. Miał zostać rozstrzelany. Uratowała go wizytacja Żukowa, który przyjechał na inspekcję polskich wojsk. Zakrzewski, widząc go, zaczął krzyczeć i pokazał mu, dobrze przez niego ukrywaną, legitymację Komsomołu. W ten sposób wydostał się zza ojczyźnianych krat i przewieziony został do taszkienckiego więzienia, z którego został zwolniony. Zaraz po tym wstąpił do NKWD. Był kilka razy ranny, dwa razy dostał odznakę i po pewnym czasie z powrotem chciał dostać się do polskich wojsk. Napotkał niemałe trudności, ale w końcu - dzięki pomocy generała Orłowa - udało mu się przenieść na stronę biało - czerwoną. Później wyjechał do Gdańska i pracował jako Komendant Milicji Obywatelskiej w Sopocie. Pod koniec sierpnia 1945 r. przeniósł się wraz z siedzibą powiatowej milicji do Pruszcza Gdańskiego.

Wraz z jego przeniesieniem na miasto naszły ciemne chmury. Zenon Zakrzewski nie cieszył się sympatią mieszkańców - niektórzy się go bali, inni obawiali, kolejni mieli go w nosie. Jednak jedno jest pewne, Pruszcz pod jego władzą raczej nie mógł pochwalić się harmonią i spokojem, wręcz przeciwnie - na ulicach panował chaos, a w komendzie jedna, wielka samowolka. Dziwnych, niebezpiecznych - a z perspektywy czasu - nawet komicznych sytuacji było naprawdę wiele. Wówczas absurd gonił absurd.

Zaraz po wojnie na terenie powiatu gdańskiego powstał obóz dla wysiedleńców. Nowe władze starały się jak najszybciej pozbyć ludności niemieckiej z tego terenu. Prowadzono oficjalną akcję wysiedleńczą, a dla ludności miejscowej prowadzono akcję weryfikacji narodowościowej. Dochodziło przy tym do tylu nadużyć, że w Gdańsku utworzono w końcu komisję do przeprowadzenia weryfikacji byłych obywateli Wolnego Miasta Gdańska pochodzenia polskiego. Komisja ta działała do 31 października 1947 roku, ale w 1948 roku przyjmowano jeszcze wnioski weryfikacyjne. Wśród nich były także wnioski o weryfikację pośmiertną dla uzyskania praw spadkowych. Do 1948 roku w Gdańsku zweryfikowano niespełna 13,5 tysięcy mieszkańców, a w całym województwie ponad 30 tys. Stan bezpieczeństwa tej grupy ludności, nawet po uzyskaniu obywatelstwa, był fatalny. Działo się to często z poparciem władz lokalnych. Szczególne nasilenie działalności przestępczej tego typu wystąpiło właśnie w powiecie gdańskim. Prowodyrem prześladowań ludności rodzimej był nikt inny, jak komendant Zakrzewski. Kierował on do transportów wysiedleńczych całe rodziny autochtonów. Uznawał ich za Niemców, mimo posiadanych zaświadczeń weryfikacyjnych. Tolerował rugowanie ich z gospodarstw, eksmisję z mieszkań, przemoc fizyczną, aresztowania i kradzieże. Wszelkie interwencje u starosty powiatowego w Gdańsku nie odnosiły skutku. Aby zapobiec tego typu sytuacjom w Gdańsku 1 października 1946 roku utworzono Miejski Komitet Opieki nad Zweryfikowanymi, którego działalność nie przynosiła spodziewanych efektów. Było to między innymi powodem podejmowania przez autochtonów dramatycznych decyzji wyjazdu do Niemiec i zwrotu już otrzymanych zaświadczeń weryfikacyjnych. Do 1947 roku odnotowano przynajmniej 311 takich przypadków z Gdańska.

Złoty okres Zakrzewskiego jednak minął, a przekreśliła go jego buńczuczność.

- To, że wówczas na komendzie nie działo się najlepiej nie jest tajemnicą - mówi Daniel Czerwiński, historyk. - Najgorsze było to, że Zenon Zakrzewski popadał w konflikty z innymi milicjantami, gdzie przykład powinien iść przecież z góry. We wrześniu, w centrum miasta Zakrzewski pobił się z podwładnym. Wszystko działo się na oczach członków komisji weryfikacyjnej, ale też oczekujących na wysiedlenie Niemców. Nie można się dziwić, że w oficjalnym raporcie komisji znajdujemy słowa „Niemcy ci na pewno tego nie zamilczą za Odrą i wystawią odpowiednie świadectwo naszym władzom i Milicji”. Te ekscesy to jednak nic, w porównaniu z tym, co stało się w październiku 1945 roku. Komendant zastrzelił wtedy podwładnego. Dlaczego? Rzekomo przyczyną było to, że ten nie chciał mu dać papierosa. Nie odpowiedział za to, bo w opinii lekarza Zakrzewski w tamtym momencie był niepoczytalny. Dostał karę więzienia, ale w zawieszeniu…

Po tym incydencie stracił jednak pracę i Pruszcz w końcu mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Po nim komendantem został - zdecydowanie mniej kontrowersyjny - ppor. Józef Czerniak.

Jeśli masz więcej informacji na temat obozu dla wysiedleńców, skontaktuj się z nami, a my przekażemy te informacje historykom! Tel: 502 499 098

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pruszczgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto