Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podróż dookoła Polski mieszkańca Skowarcza. Dariusz Skolimowski spływ Nysą i Odrą - pierwszy etap ma za sobą |ZDJĘCIA

Danuta Strzelecka
Danuta Strzelecka
Fot. Arch. pryw. Dariusz Skolimowski
Dwa lata temu, jako pierwszy Polak zdobył zimą samotnie najwyższą górę Spitsbergenu - Newtontoppen. W tym roku rozpoczął kolejny projekt, tym razem związany z Polską, a właściwie jej granicami. Dariusz Skolimowski ze Skowarcza zamierza pokonać 4 granice Polski, w sumie 3511 km pieszo, rowerem, jachtem i w canoe. Pierwszy etap ma już za sobą. Właśnie wrócił ze spływu Nysą Łużycką i Odrą, czyli zachodnią granicą naszego kraju.

Podróż dookoła Polski mieszkańca Skowarcza, płynąc, idąc i jadąc na rowerze
Dariusz Skolimowski ze Skowarcza (gm. Pszczółki), od lat aktywnie uczestniczy w wielu sportowych formach – od biegów po triathlon, wspina się również na górskie szczyty. Zdobył Koronę Gór Polski, wszedł na najwyższe szczyty Alp, m.in. Mont Blanc, Dufourspitze, Nordend, Pollux oraz Castor. Spłynął kajakiem Wisłą**. Jest pierwszym Polakiem który, sam i do tego jeszcze zimą, zdobył Newtontoppen, najwyższy szczyt na Spitsbergenie. Teraz realizuje podróż dookoła Polski.

Pomysł na tę wyprawę świtała panu Dariuszowi już od jakiegoś czasu. Jak przyznaje mieszkaniec Skowarcza, pandemia przyspieszyła decyzję o rozpoczęciu pierwszego etapu projektu.

- Projekt nazwałem "4 Granice" gdyż będzie to podróż wzdłuż granic naszej ojczyzny, czterema środkami lokomocji - mówi Dariusz Skolimowski. - W sumie do pokonania mam 3511 km. Podróż, ze względu na obowiązki zawodowe, rozłożyłem na kilka lat i cztery etapy. Zachodnią granicę Polski 467 km pokonam w canoe, południową - 1337 km pieszo, wschodnią - 1267 rowerem, a północną - 440 km jachtem. To podróż wzorowana na triathlonie. Taka wyprawa, dawno chodziła mi po głowie, ale niedawno, gdy przygotowywaliśmy zawody triathlonowe, zrozumiałem, że połączenie pływania, jazdy na rowerze i marszu, to jest sposób na wyprawę granicami naszego kraju.

To będzie przygoda

Podróżnik nie traktuje tej wyprawy w kategorii wyczynu. Jak mówi, to ma być raczej przygoda.

- Powodem podjęcia ekspedycji jest własna satysfakcja i czysta przyjemność, jaką odnosi się z wędrówki - dodaje. - Wszystko w relaksacyjnym tempie, tak, by poczuć smak tej przygody. Co prawda noclegi będą w namiocie, który daje poczucie wolności, ale już zaopatrzenie, w przeciwieństwie do moich poprzednich podróży, będę robił po drodze w okolicznych sklepach.

Spływ Nysą i Odrą już za nim

Pierwszy etap to granica zachodnia i spływ za pomocą canoe Nysą Łużycką i Odrą mieszkaniec Skowarcza ma już za sobą. Właśnie zakończył ten etap.

- Podróż rozpocząłem 8 marca, a zakończyłem 19 marca. Przepłynąłem ok. 400 km. Płynąłem do miejsca, w którym Odra przestaje być granicą. Planowałem, płynąć aż do Szczecina, niestety pogoda nie była sprzyjała, żebym tam dopłynął, cofka uniemożliwiała to - opowiada.

Podczas podróży nie brakowało interesujących spotkań, rozmów z miejscowymi mieszkańcami. Zaskoczonymi widokiem podróżnika spływającego w takich warunkach rzeką.

- W nocy często były przymrozki, w dzień raczej słonecznie. Było trochę śniegu, ale nie takich opadów, o których opowiadała mi rodzina. Mimo wszystko wiele osób pytało mnie, dlaczego w takim okresie płynę, a nie jak jest cieplej, np. latem. W sumie sam się zacząłem nad tym zastanawiać. I wyszło mi, teraz uniknąłem chmar komarów, których zwykle latem nad rzeką jest ogrom - śmieje się podróżnik.

- Tak naprawdę, takie zimowe warunki nie są dla mnie straszne. Od 16 lat morsuję i się hartuję. W tym roku było takie prawdziwe morsowanie, w śniegu, lodzie i muszę przyznać, że bardzo mi się przydało, bo zaliczyłem dwie "kąpiele" w ciągu dwóch dni. Pierwszego dnia, po prostu zjechałem na czterech literach do wody, gdy schodziłem do canoe. Drugiego dnia już wywrotkę na rzece. Gdyby nie to, że nie wyschła mi jeszcze odzież z tego pierwszego zmoczenia, byłoby całkiem dobrze, ale ze względu na ograniczony bagaż, nie miałem już kolejnego suchego kompletu odzieży. Pozostało mi rozebrać się, wycisnąć dokładnie ubranie i założyć je mokre z powrotem na siebie. Tak też zrobiłem.

Dzika Nysa podnosiła adrenalinę

Dla pana Darka najciekawszy odcinek tej podróży był na Nysie Łużyckiej.

- To było tak gdzieś na 196 km - mówi podróżnik. - Ta rzeka jest dość uregulowana, ale te tereny były dosyć dzikie, dające do myślenia, np. jak kiedyś ludność je wykorzystywała. Bardzo dużo mostów mija się po drodze. Są przyczółki, filary**. Ten odcinek był bardzo ciekawy. Na koniec dnia siedziałem i szukałem w internecie informacji o tych miejscach. Dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Na tym odcinku są też bystrza. Czasami zastanawiałem się, czy przepłynę, czy nie. Było trochę adrenaliny. Są też tak jakby wodospady. To wszystko dodawało temu spływowi uroku. Odra z kolei to rzeka transportowa, tu już są daleko wały, miejscowości i takich ciekawostek nie ma takich jak urokliwych miejsc w pobliżu rzeki. Tutaj można bić rekordy, jednego dnia mogłem przepłynąć nawet 50 km, gdzie na Nysie nie byłem w stanie pokonać więcej niż 35 km.

Śmieci, śmieci, śmieci

Przyjemność z podróży zakłócał niestety widok śmieci, w krzakach, na drzewach, w wodzie.

- Co mnie zdziwiło i jednocześnie podnosi ciśnienie, to niesamowita ilość śmieci - mówi pan Darek. - Są wszędzie, nie ma praktycznie odcinka, by nie zauważyć butelek, puszek, wiader, worków. Niektóre drzewa są tak "udekorowane" jak choinki na Święta Bożego Narodzenia.

- Płynąc Wisłą czy rzekami na Kaszubach, aż tyle ich nie widziałem. Może dlatego, że płynąłem zawsze latem, więc część pewnie była niewidoczna. Tu miejscami na brzegach wyglądało jak na jakimś wysypisku. Podczas rozmowy z panem pracującym na jednej z elektrowni, na zadane pytanie, ile tych śmieci jest, odpowiedział mi, że średnio kontener - taki duży ładowany bezpośrednio na samochód - na 5 dni. Chyba jako ludzie dalej nie zdajemy egzaminu ze sprzątania - zastanawia się podróżnik.

Kolejny etap na jesień

Mimo że pan Darek dopiero wrócił, zaczyna już myśleć o organizacji kolejnego etapu.

- Jesienią chciałbym przepłynąć Bałtyk na żaglach jak się zamusztruję na taki jacht - opowiada. - Mógłbym sam, mam patent żeglarski, ale na morzu jeszcze nie pływałem. Tutaj są trochę inne warunki niż na jeziorach, inne zasady wchodzenia do portów, więc muszę poszukać załogi, która taką trasą będzie płynęła. Później kolejne etapy. Myślę, że jazda rowerem wzdłuż wschodniej granicy zajmie mi ok. 10-14 dni. Najdłużej zejdzie na ostatnim etapie, na południowej granicy. Gdybym szedł ok. 50 km dziennie, to jest cały miesiąc chodzenia po górzystym terenie. Tu zamierzam wyprawę podzielić na dwa etapy.

Pan Darek zdradził nam też, o czym myśli, po zakończeniu tego projektu.

- Moim marzeniem jest trawers Antarktydy. Nikt z Polaków tego nie zrobił. Próbował Marek Kamiński, ale zerwał mu się spadochron i przerwał wyprawę. Teraz zrobił to Amerykanin - mówi Dariusz Skolimowski. - W sumie na taką wyprawę to mam już niewiele czasu. Tu trzeba być w świetnej kondycji.

Podróż dookoła Polski mieszkańca Skowarcza. Dariusz Skolimow...

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pruszczgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto