Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Skowarcza dedykuje próbę zdobycia szczytu leżącego na Spitsbergenie sparaliżowanej Kasi Wondołowskiej

Danuta Strzelecka
Danuta Strzelecka
Chciałbym, żeby to był bodziec dla Kasi, że pamiętamy o niej, że wszystkie bariery da się pokonać, jeśli ma się wokół siebie życzliwych ludzi i jeśli mamy w sobie wewnętrzną siłę - mówi Dariusz Skolimowski, mieszkaniec Skowarcza, który w przyszłym tygodniu rusza na podbój Arktyki. Zamierza zdobyć szczyt Newtontoppen. Swoją samotną wyprawę po lodowcach „Solo Svalbard Adventure” dedykuje sparaliżowanej mieszkance Pszczółek, która zapadła w śpiączkę, po zatrzymaniu akcji podczas karmienia synka.

Dariusz Skolimowski od lat aktywnie uczestniczy w wielu sportowych formach - od biegów po triathlon. Także zdobywa szczyty! Ma na swoim koncie zdobycie Korony Gór Polski oraz wejście na najwyższe szczyty Alp, m.in. Mont Blanc, Dufourspitze, Nordend, Matterhorn, Pollux oraz Castor. We wtorek startuje z kolejną wyprawą. Tym razem planuje zdobyć najwyższy szczyt Newtontoppen leżący na Spitsbergenie na największej wyspie Norwegii położonej w archipelagu Svalbard, na Morzu Arktycznym.

Podejmie próbę zdobycia tego szczytu, a jeśli mu się to uda - będzie pierwszym Polakiem, który zdobędzie go samotnie zimą. Ta wyprawa ciężka ze względu na warunki atmosferyczne i samotność, ma wyjątkowy wymiar, pan Dariusz dedykuje ją Kasi Wondołowskiej z Pszczółek, sparaliżowanej młodej mamy, która zapadła w śpiączkę, po zatrzymaniu akcji podczas karmienia synka.

Pisaliśmy: Dramatyczna walka Kasi Wondołowskiej o powrót do zdrowia - ZDJĘCIA, WIDEO

- Podczas zabawy wiejskiej w Skowarczu, narodził się pomysł, aby moją wyprawę „Solo Svalbard Adventure” i potencjał młodzieży ze „Stowarzyszenia Muzycznej Kuźni Talentów” kierowanej przez Mirosława Bury, połączyć w szczytnym celu pomocy dla Kasi. Zgodziłem się od razu. Nie robię tego dla rozgłosu mojej wyprawy, ale dla nagłośnienia akcji pomocy tej młodej mamie.

W grudniu pan Darek założył konto na Facebooku, na którym pisze o swojej wyprawie i o Kasi.

- Wiele osób, które śledzi moje przygotowania do wyprawy zadeklarowało wpłatę na rzecz Kasi na konto fundacji, której jest podopieczną - dodaje. - Po wyprawie ma się odbyć koncert charytatywny „Kuźnia dla Kasi”, podczas którego mam też podzielić się wrażeniami z wyprawy. Potrzeby Kasi są cały czas. Wymaga ciągłej rehabilitacji. Myślę, że wszystko będzie na dobrej drodze, by wróciła do zdrowia. Ludzie cały czas nas zadziwiają właśnie w powrocie do zdrowia, zwalczaniu chorób.

- Dedykując tę wyprawę Kasi chcę dać wyraźny przekaz - wszystkie bariery da się pokonać, jeśli ma się wokół siebie życzliwych ludzi i jeśli mamy w sobie wewnętrzną siłę. Mam nadzieję, że jak usłyszy, że idę zdobyć ten szczyt z myślą o niej będzie miała bodźce do dalszej motywacji do powrotu do zdrowia. W najbliższą niedzielę po mszach świętych w kościele w Pszczółkach będziemy stali i zbierali dla Kasi - dodaje podróżnik.

Zobacz: Pruszczanka z glejakiem, mama dwójki dzieci zbiera na leczenie w BerlinieZaufała narzeczonemu a on miał jej ukraść 250 tys. euro i uciec do Pruszcza do ...żony

Wyprawę pan Darek zaczyna 5 marca wylotem do Oslo, następnie przelot do stolicy Spitsbergenu. Tam, 6 marca zgłasza się do gubernatora, odbiera broń oraz specjalny pas otaczający namiot, kupuje gaz i benzynę do kuchenek i po 2-3 godzinach wychodzi za obrzeża miasta.

- Planuję, jeszcze tego samego dnia wyruszyć w drogę - mówi Dariusz Skolimowski. - To jest marsz przez 14 dni. Muszę przemaszerować 150 km po lodowcach, by dojść na szczyt Nowtontoppen (1700 m. n.p.m.) Szczyt nie jest za wysoki. Nie jest zbyt trudny do zdobycia. Największą trudnością jest dojść do niego. To już wyprawa w warunkach polarnych, tak jak wędruje np. Marek Kamiński.

Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, wiatr, zawierucha, niskie temperatury. Sam wędruję. Cały mój bagaż będę ciągnął na sankach. Będzie ważył ok. 50 kg, jakieś 25 kg to jedzenie, drugie tyle ubrania.

Jak prześledził pan Darek, to będzie pierwsze przejście samotne na szczyt o tej porze roku Polaka. Dziennie planuje chodzić ok. 20 km. Tyle mniej więcej poruszały się poprzednie polskie ekipy, które zdobywały szczyt na wiosnę i w grupie.

Zobacz: Pruszczanka z glejakiem, mama dwójki dzieci zbiera na leczenie w Berlinie

- W przeciwieństwie do większości będę szedł na rakietach śnieżnych, w nartach. Mam nadzieję, że pomysł ten się sprawdzi - dodaje mieszkaniec Skowarcza. - Śpię w namiocie. Największym niebezpieczeństwem są niedźwiedzie. Tam ich żyje więcej niż ludzi. Stąd muszę mieć broń oraz tzw. ogródek petardowy, którym otacza się namiot.

- Składa się z drutu kolczastego i petard hukowych - mowi pan Darek. - Niedźwiedź, który natknie się na drut, uruchomi petardę. Huk ma go odstraszyć od obozowiska. Myślę, że nie spotkam ich, bo idę trasą z dala od morza. To właśnie w jego pobliżu trzymają się te zwierzęta, które żywią się głównie fokami, ale takie są wymogi - każdy w tym rejonie poza miastem musi mieć broń. To dla bezpieczeństwa. Do 22 marca chcę wrócić do Polski.

Zobacz: Koncert charytatywny dla Kasi Wondołowskiej w Karczmie u Jakuba w Pruszczu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pruszczgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto