Michał Fajbusiewicz, dziennikarz telewizyjny, scenarzysta i realizator filmowy, szerokiej publiczności znany z jednego z najpopularniejszych programów TVP "Magazyn 997", który w latach 80. regularnie oglądało ponad 17 milionów widzów, gościł w piątek, 28 lutego 2020 r., w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Pruszczu Gdańskim na Biesiadzie Literackiej.
Rozmowa dotyczyła przede wszystkim książki „Fajbus: 997 przypadki z życia”, w której są ciekawe, czasem zabawne, czasem budzące grozę opowieści z bogatego w przeróżne wydarzenia życia dziennikarza telewizyjnego, który jak się okazało, wcale nie miał w planach zostać dziennikarzem.
- Kiedy jechałem na pierwsze zdjęcia, to operator, któremu dałem kartkę, co chciałbym tego dnia zrobić, odpowiedział mi "sp....j z tym do filmu fabularnego, to jest telewizja". Później na lata się zaprzyjaźniliśmy i dużo rzeczy fajnych zrobiliśmy - mówi Michał Fajbusiewicz, twórca programu "997". - Jak się wtedy dowiedziałem od ekipy - byłem pierwszym dziennikarzem od kilkunastu lat, który z jakąś kartką pojechał na krótką relację. Tam było napisane, jak kadrować, jakie plany mają być zrobione
.
- Bo do tej pory zwykle, ci co tam trafiają do telewizji, a teraz nawet trudno powiedzieć, że to są dziennikarze, jak na niektórych patrzę, to zawsze mówią: weź mi tu omieć, tu w lewo, tu w prawo, żeby 3 minuty się zmontowało, ja tu sobie teczkę nagram. Nie mówię tu o poważnych dokumentalistach. No ale dziś tak to w większości tak wygląda. Jeszcze elektronika spowodowała, że wszystko jest szybko, wszystko można powtórzyć.
Prowadzący program "997" przypomniał, jak to się kiedyś kręciło się na "Amerykana".
- Przyszedłem do telewizji w okresie celuloidu, nie było elektroniki jeszcze - opowiadał dziennikarz. - Elektronika było tylko w studio. Natomiast w plenerze tylko kamery filmowe. To był głęboki socjalizm i mieliśmy problemy, jak to wszyscy ze wszystkim, z taśmą. Taśma była bardzo droga. Więc jak się jechało na plan, można było wykręcić tylko trzy razy więcej, czyli jeśli 3 minuty szło na antenę, to mogłem wykręcić trzy razy tyle, czyli 9 minut. Często więc na początek chodziła sama kamera, a dopiero jak rozmówcy się już rozgrzali, włączaliśmy z taśmą i nagrywaliśmy.
Dziennikarz opowiedział też o tym, skąd pochodziły rekwizyty, kiedy budżetu nie było na to, o kilku głośnych sprawach, które prowadził, o prostytucji domowej, o zabójstwach nierozwiązanych, o tym, jak sobie radził z ogromnym obciążeniem psychicznym.
- Rozmowy z rodzinami, które straciły bliskie osoby, rekonstrukcje zdarzeń, czasami z nimi, kiedy ulegałem załamanej matce - to były ogromne obciążenia - mówi Michał Fajbusiwicz. - W pewnym momencie po prostu zamknąłem drzwi. Kończyłem program i wychodząc ze studia, już o tym nie myślałem.
Prowadzący spotkanie Krystian Nehrebecki zapytał także o to, dlaczego mordercy wracają na miejsce zbrodni.
- W książce jest o zabójstwie kobiety w małej wsi. Zgłosił się mężczyzna, który chciał wziąć udział w rekonstrukcji. Był ciekawy, dopytywał się. Po 10 latach, kiedy weszły badania DNA, okazało się, że to właśnie on maltretował i zabił tę staruszkę - mówił.
- Jak jest sprawa niewykryta, mówi się, że zabójca jest zawsze w pierwszym tomie akt, że zbrodniarz póki go nie złapią, bardzo często zjawia się na miejscu zbrodni - mówi Michał Fajbusiewicz. - Jest i tak i nie. Bo są tacy, którzy od początku planują coś. Ci, co planują zbrodnię doskonałą, na pewno się tam nie pojawią, albo przynajmniej nie widzę logiki w tym, żeby się tam pokazywali.
- Natomiast, ci o mniej skomplikowanej konstrukcji, którzy może przypadkowo albo w afekcie zamordowali, korzystają z takich sytuacji, bo się chcą przy okazji dowiedzieć, co jest wiadomo w sprawie. Bo jak przyjeżdżają, inscenizują, przyjeżdża dużo policjantów, to coś nowego mogą mieć. To działa w dwie strony, bo dla policji to też była okazja do dowiedzenia się czegoś. Jest dużo niewyjaśnionych historii. W nowym programie, który rusza od kwietnia, wracam do tych trudnych spraw. Jest to już inna formuła niż "997". Tutaj jeżdżę w te miejsca, gdzie rozegrały się tragedie, rozmawiam z rodziną, sąsiadami, przypadkowo napotkanymi osobami.
Twórca legendarnego programu przybliżył także, dlaczego powstała książka „Fajbus: 997 przypadki z życia”.
- W książce tej chciałem opisać rzeczywistość, z którą się spotykałem - mówił. - Nie jest tam tylko o morderstwach, programie "997". Chociaż pewnie do końca życia będę z tym kojarzony. Teraz nawet habilitacja powstaje z "997". Będzie profesor na Uniwersytecie Łódzkim. Prac magisterskich z programu jest chyba 12. W książce niektóre rzeczy są śmieszne, niektóre są może przerażające, ale na pewno dokumentujące te wiele lat moich relacji z rzeczywistością i otoczeniem.
- A miałem bogate życie. Już nie mówię, o latach młodości, kiedy jako student byłem kaowcem na wczasach. Ta moja praca, pozycja, którą miałem w telewizji pozwoliła mi na zrealizowanie bardzo wielu rzeczy i poznaniu niesamowitych ludzi. Odwiedziłem blisko 150 krajów na całym świecie. Prowadziłem program podróżniczy, który do tej pory regionalne telewizja pokazuje. Odkryłem Jana Karskiego, legendarnego emisariusza w czasach, kiedy w Polsce nikt o nim nie słyszał.
Zobacz także: Pruszcz Gd.: Jerzy Dziewulski w bibliotece na Biesiadzie Literackiej nt. książki „O Kulisach III RP”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?