Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jakub Arak, piłkarz Lechii Gdańsk: Strzeliłem ile fabryka dała. Może trzeba było lżej

Paweł Stankiewicz, Szczecin
Jakub Arak z Lechii Gdańsk
Jakub Arak z Lechii Gdańsk Fot. Andrzej Szkocki
Jakub Arak powinien strzelić przynajmniej jednego gola w pierwszej połowie i Lechia Gdańsk miałaby ułożony mecz w Szczecinie z Pogonią. Fatalnie spudłował, ale biało-zieloni i tak wygrali.

- Wnioski wyciągnąłem i już wymazałem tę sytuację z pamięci. Dużo pracy przede mną. Najważniejsze, że wygraliśmy i to nie zaważyło na końcowym wyniku. Na dziesięć takich sytuacji pewnie osiem albo dziewięć bym strzelił. Czasami tak się zdarza. Bramkarz sparował piłkę dość mocno, a jeśli mam szukać usprawiedliwień, to murawa była zroszona i piłka przyspieszyła. Nie nakryłem jej tak, jak chciałem. Trudno. Było, minęło. Nie wstrzymałem nogi i uderzyłem mocno, ile fabryka dała. Może powinienem trochę lżej. Zapominam już o tym - zapewnia Arak.

Napastnika nie krytykował trener Piotr Stokowiec, który docenia ciężką pracę piłkarza podczas treningów.

- Miło mi, że trener tak mówi. Taka jest piłka. Czasami może zabraknąć szczęścia czy skuteczności, ale jak wychodzi się na boisko, to nigdy nie może zabraknąć zaangażowania - mówi Kuba. - Dziennikarze czy kibice mogą mnie krytykować za grę, ale najbardziej bolesne dla zawodnik jest to, gdy ktoś krytykuje jego zaangażowanie. Cieszę się, że trener docenia moją pracę dla drużyny.

Lechia zagrała w Szczecinie szalony mecz, a wynik zmieniał się raz na korzyść jednego, a raz drugiego zespołu.

- Dawno nie brałem udziału w takim meczu. W drugiej połowie puls skakał mi co chwilę i czułem się tak, jakbym był na boisku. Fajnie, że zakończyliśmy to szczęśliwie dla nas, bo długa podróż do Gdańska byłaby bolesna gdybyśmy stracili punkty w końcowych minutach - powiedział napastnik Lechii.

Sporo emocji było w końcówce meczu i piłkarze Lechii drżeli o końcowy wynik.

- Sporo działo się w końcówce meczu, ale myślę, że sporo sił kosztowało nas gonienie wyniku - mówi Kuba. - Pogoń się rzuciła, bo nie miała nic do stracenia. Przy takiej jakości zawodników było pewnie, że wykreuje sobie jakieś sytuacje bramkowe. Najważniejsze, że pokazaliśmy charakter i do końca i do końca się broniliśmy, a ostatnie miejsce w tabeli nie odzwierciedla potencjału tej drużyny. Grając sparing przed sezonem z Pogonią zgodnie uważaliśmy, że to drużyna nawet na pierwszą czwórkę ligi. W sobotę też rywale pokazali dużą jakość, ale co najważniejsze, to my byliśmy o jedną bramkę skuteczniejsi i wywieźliśmy trzy punkty.

Piłkarze Lechii nie zwracali uwagi na to, że w zespole Pogoni na środku obrony zagrali piłkarze bez ekstraklasowego doświadczenia.

- Gdyby nie byli gotowi na grę w ekstraklasie, to trener nie dałbym im szansy. To nie przypadek, że Sebastianem Walukiewiczem interesują się kluby z włoskiej Serie A, a Mariusz Malec w poprzednim sezonie grał w Podbeskidziu i drużyna traciła najmniej bramek. To nie są przypadkowi ludzie. To ekstraklasa, a tutaj grają najlepsi. Nie patrzy się na wiek, ale na to, co zawodnicy prezentują na boisku - zakończył Arak.

Podczas meczu futbolu australijskiego w Adelajdzie kłótnia fanów przerodziła się w bójkę
STORYFUL/x-news
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto