Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pruszcz Gdański. Dom Wiedemanna wzbogacił się o kolejne pamiątki po mieszkańcu miasta. Są to listy ze zsyłki w ZSRR

Danuta Strzelecka
Danuta Strzelecka
Listy pisane przez tatę do mamy ze zsyłki w ZSRR przekazała Ewa Tumasz
Listy pisane przez tatę do mamy ze zsyłki w ZSRR przekazała Ewa Tumasz Fot. Dom Wiedemanna w Pruszcz
Dom Wiedemanna w Pruszczu wzbogacił się o listy pruszczanina pochodzącego z Wilna pisane do żony ze zsyłki w ZSRR w latach 1945-1950. Listy, które przekazała córka Stanisława Reguły, dołączą do innych pamiątek przekazanych przez pruszczan.

Pamiątki po mieszkańcu Pruszcza

Do Domu Wiedemanna w Pruszczu zgłosiła się Ewa Tumasz. Przyniosła listy ojca, pisane do mamy ze zsyłki w ZSRR.

- Pani Ewa od urodzenia jest mieszkanką Pruszcza - mówi Bartosz Gondek, kierownik Referatu Ekspozycji i Dziedzictwa Kulturowego Urzędu Miasta w Pruszczu Gdańskim. - Od 1955 roku mieszkała z mamą Janiną i tatą Stanisławem, w domu przy ulicy Wojska Polskiego 8. Tym samym, w którym mieszkał Jerzy Krol – ostatni pruszczański „tutejszy” i bohater jednego z odcinków "Kronik Mieszkańców Pruszcza Gdańskiego".

Wcześniej rodzice pani Ewy zamieszkiwali przy ulicy Grunwaldzkiej 9, w mieszkaniu, które przed wojną zajmowała „Pierwsza Dama Pruszcza Gdańskiego - Ilse Scheutzow - dodają pracownicy referatu.

Pochodził z Wilna

- Tata Stanisław Reguła, rocznik 1908, pochodził z Wilna. Pracował jako nauczyciel zawodu w tamtejszej szkole ogrodniczej. Uwielbiał kwiaty. Z mamą wzięli ślub jeszcze przed wojną, w kościele Św. Anny. W 1945 roku, w Wilnie zatrzymali go Sowieci. Zarzucili mu, że działał w partyzantce. NKWD zabrało go do wagonu i wywiozło w okolice Donbasu, a potem do Kutaisi w Gruzji. Pracował w kamieniołomach i przy budowie dróg. Wrócił w Polski w 1950 roku. Jedyne co miał, to drewnianą skrzynię, pełną zawszawionej odzieży - opowiada pani Ewa. - Jak tata wrócił, był cały spuchnięty i chory. Długo dochodził do siebie. Na szczęście wyzdrowiał.

Przyjechał do Pruszcza dla szkoły ogrodniczej

Po powrocie do Polski, jak to nazywał z wczasów, Stanisław Reguła zamieszkał z mamą i bratem, który urodził się w 1944 roku, w Chełmnie. Kiedy dowiedział się, że w Pruszczu Gdańskim ruszyła szkoła ogrodnicza, wystarał się w niej o pracę i tu osiadł. Przez wiele dziesięcioleci pracował w dzisiejszym ZSOiO jako nauczyciel warzywnictwa i kwiaciarstwa.

- Kochał swoją pracę – opowiada pani Ewa. – Po zsyłce był mocno wystraszony. Nie chciał dzielić się opowiadaniami. Jedną z niewielu historii, jaką opowiadał, dotyczyła jedzenia. Dawano im w obozie jako zupę tzw. "kipiatok" czy gorącą wodę i 100 gr chleba. Jak ktoś się próbował upomnieć o więcej chleba, to ruscy mówili, że 100 to duża liczba. Latem było łatwiej, bo można było łapać żaby i z tego gotowali sobie zupę. Nie odwiedził też już Wilna, mimo że mama i ja chętnie tam jeździłyśmy. – Pojadę i mnie znowu wezmą – mawiał. Nie lubił sobie też kupować. Żył skromnie, bo znowu może trzeba będzie się przenieść i znowu coś stracić.

Osobiste i rodzinne

Listy zawierają tylko sprawy osobiste i rodzinne. Ogromną moc serdeczności i uczuć. Wszystkie czytane były przez cenzurę, stąd niebezpiecznie było pisać co się robi i gdzie się jest. Lepiej było skupić się na tym co się czuje. Mamę Joannę Stanisław Reguła nazywał Janeczką, Joaniśką lub Joaneczką. Niezwykła jest nie tylko treść, ale także papier, na którym je napisano. „Trofiejny”, czyli zdobyczny, pochodzący z niemieckich zakładów MAN Werke z Gustavsburgu - dodaje Bartosz Gondek.

Stanisław Reguła do końca mieszkał w Pruszczu. Pracował w szkole ogrodniczej do połowy lat siedemdziesiątych. Kiedy wyburzono dom przy Wojska Polskiego, wraz z rodziną przeprowadził się do bloku na Obrońców Pokoju. Kilkadziesiąt metrów dalej. Tam Pani Ewa mieszka do dziś.

Wielu repatriantów przyjechało do Pruszcza

Pomysł, by przekazać listy placówce, w której ma powstać w przyszłości Muzeum Miasta Pruszcza narodził się u pani Ewy podczas otwarcia Domu Wiedemanna.

- Wielu repatriantów przyjeżdżało do Pruszcza po wojnie - mówila wtedy pani Ewa. - Moi rodzice są jednymi z nich, pochodzą zza Buga. Pamiętam czasy, kiedy nie można było o tym mówić. Dziś z chęcią przekażę pamiątki po rodzicach, które inni będą mogli obejrzeć. Wtedy ta historia będzie im bliższa. Myślę, też, że właśnie wielu repatriantów opowie swoje historie po obejrzeniu tej wystawy.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pruszczgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto