Autor:

2017-02-24, Aktualizacja: 2017-02-27 10:43

Nie bać się, nie przytulać. Instrukcja obsługi wodzireja

Karnawał to dla wodzireja najbardziej intensywny okres w roku. Jeśli najlepsi z nich dobrze rozegrają te niecałe dwa miesiące, przez resztę roku mogą być spokojni o pieniądze, bo w tej branży w jedną noc można zarobić pięć tysięcy złotych. Nie są to jednak łatwe pieniądze, bo praca jest nieprzewidywalna, a klient bywa trudny.

W polskiej kinematografii są dwa filmy, z którymi każdy wodzirej ma pewien problem. Pierwszy z nich nakręcił przed laty Feliks Falk. I choć tytułowy bohater „Wodzireja” jest świetnym showmanem, widzom nie umknął fakt, jak krytyczną kreską nakreślona jest postać Lutka-karierowicza. Chociaż od premiery filmu minęło czterdzieści lat, czasy się zmieniły, a wodzirejów wynajmuje kolejne pokolenie, opinia Lutka Danielaka wciąż ciągnie się za jego kolegami po fachu.

Ile w tej postaci jest prawdy i czy rzeczywiście kariera wodzireja oznacza bezpardonową walkę o klienta? - Pracujemy jako wolni strzelcy. Żeby mieć zlecenia, trzeba o nie zabiegać - mówi mi jeden z wodzirejów. - Postać Lutka była mocno przerysowana nawet w latach 70. - uśmiecha się inny.



Drugi film to „Wesele” z 2004 r. - Ludzie nie chcą na swoich weselach scen ze Smarzowskiego, zawodów w picu wódki szklankami i przeciągania jajek w nogawkach - mówi wodzirej Michał Marianowski, zajmujący się głównie obsługą wesel. Jego koledzy po fachu podkreślają, że przerysowany obraz wodzireja wykreowany przez ten film bywa nie mniej szkodliwy niż postać zagrana przed laty przez Jerzego Stuhra. Ludzie często boją się, że wesele z wodzirejem oznacza prymitywne zabawy w stylu: „a teraaaaaaaz która przyniesie mi rolkę papieru toaletowego z męskiego WC?”.

Z drugiej strony, trudno wyobrazić sobie wesele bez oczepin. W myśl kompromisowej zasady: tradycja tak, "paździerz" - nie, wodzireje starają się więc nawiązywać do dawnych zabaw weselnych, jak „Przepióreczka”, i wymyślać własne. Te jednak trzymają w ścisłej tajemnicy, bo w tym fachu zawsze trzeba być o krok przed konkurencją.

Pewniaki
Wyznacznikiem jakości pracy wodzireja jest frekwencja na parkiecie. Wodzireje mają swoje sztuczki, by ta była jak najlepsza, i szeroki wachlarz „kół ratunkowych”, gdy zabawa się nie klei. Niemrawych gości trzeba zaktywizować, a gdy uda się już ich wyciągnąć na środek przy pomocy zabawy, puścić duży hit, „pewniaka”, który nie ma prawa nie porwać ludzi do tańca.

Jakie piosenki podpadają pod tę kategorię? - Stare polskie hity, zagraniczne piosenki z lat 80., klasyczne piosenki, które wszyscy znają - wylicza Marianowski. - Recepta jest prosta. Żeby impreza była dobra, musi grać Rodowicz i Krawczyk - precyzuje Stanisław Bożyk, również wodzirej. Przy doborze muzyki nie ma co kombinować, bo przede wszystkim obowiązuje zasada inżyniera Mamonia.

Co z disco polo?
- Disco polo, no tak - wzdycha Marianowski. - To trudny temat, trzeba wybadać publiczność. Puszczamy testowo dwie-trzy piosenki i sprawdzamy, czy ludzie się bawią, czy impreza przygasa. Dość rzadko spotykamy się z oporami. Około 10 procent klientów nie życzy sobie disco polo w ogóle i wyraźnie zaznacza to na początku, z drugiej strony 10-20 procent nie wyobraża sobie wesela z inną muzyką - deklaruje. Nie jest też tajemnicą, że im dłużej trwa impreza, tym podatniejszy grunt pod zabawę do disco polo.




W czasach, kiedy dostęp do internetu nie był jeszcze powszechny, wodzireje zabierali ze sobą prawdziwe muzyczne biblioteki. Na każdą piosenkę, która wybrzmiała na parkiecie, w zasobach wodzirejów przypadało około pięćdziesięciu takich, których się nie grało. Jak wspominają ci starszej daty, bezpieczne minimum zakładało, że na 6-godzinną imprezę z domu nie było się co ruszać bez przynajmniej 300 godzin muzyki. A i mimo to nie dało się przewidzieć wszystkich zachcianek uczestników zabawy.

Teraz sytuacja jest wręcz odwrotna, dostęp do każdej możliwej piosenki sprawia, że niejednokrotnie trzeba gasić zapał uczestników. - Czasem zdarza się, że para młoda przychodzi z gotową playlistą na imprezę i mówi: „chcemy, żeby leciały te piosenki” - opowiada Marianowski. - Staramy się odradzać takie rozwiązania. Pytamy, czy ważniejsze jest, żeby była ich muzyka, czy żeby goście się dobrze bawili. I na ogół dostajemy faktycznie wolną rękę. Uwzględniamy wtedy część propozycji. Te, które mają potencjał, lecą podczas zabawy, a te bardziej kontrowersyjne, na które nalegali państwo młodzi - do kotleta.

Tryb barmana
- Kiedy reszta się bawi, ja się zastanawiam, jak połączyć podawanie bigosu, picie toastu, konkurs na królową balu i wejście big-bandu - tak kilka lat temu Janusz Wielgosz wyjaśniał, dlaczego na każdej imprezie wodzirej bawi się najgorzej.


Presja jest duża. Trzeba skoordynować wiele czynników, zadbać o to, by parkiet nie świecił pustkami, a wszystko odbywało się zgodnie z planem, który niejednokrotnie bywa bardzo skomplikowany. Niektórzy lubią zaimponować gościom, więc podczas wesela zaplanowany jest pokaz barmański, sztuczne ognie czy fireshow, a na wszystko trzeba znaleźć czas i miejsce.

Pracy często nie ułatwiają też uczestnicy zabawy. Podobno jeśli impreza jest na stu gości, to trafi się przynajmniej jeden, z którym będą problemy. - Są tacy, którzy uważają, że skoro zapłacili za wejście, to impreza ma być dokładnie taka, jak oni sobie wymarzyli i niejednokrotnie agresywnie domagają się konkretnej piosenki - wylicza Marianowski. - Inni popiją i chcą się zaprzyjaźniać. Wieszają się na ramieniu, „szanują”, przytulają i opowiadają historie. Najlepszym rozwiązaniem jest pogodzić się z losem, wejść w „tryb barmana” i udawać, że słucha się z zainteresowaniem - mówi ze śmiechem.

© Maciej Ramos


Nie mniejszym problemem niż nadmiar atrakcji, może jednak być ich niedobór. - Obsługujemy takie imprezy, ale wychodzi to różnie - mówi Michał Marianowski o weselach bez alkoholu, które w ostatnich latach zyskują na popularności. - Zdarza się, że jest drętwo, ludzie boją się wychodzić na parkiet. Nawet sprawdzone, stuprocentowe pewniaki nie są w stanie porwać gości do tańca. Czegoś po prostu brakuje - rozkłada ręce. Z drugiej strony zaznacza, że bywa też tak, że wesela nawet bez wina na stołach wychodzą świetnie. Goście bawią się dużo dłużej, bo odpada „zmęczenie” alkoholowe, a ludzie, którzy byli sceptyczni na początku, często wychodzą bardzo zadowoleni.

Zimne nóżki, ciepłe słowa
Imprezę można uznać za sukces, kiedy ktoś podziękuje wodzirejowi na koniec. Pochwali, powie na przykład, że świetnie się bawił albo że to było najlepsze wesele ze wszystkich, na jakich był gościem. Największą nagrodą jest dobre słowo od kogoś, kto zaczął imprezę niezadowolony i sprawiał wrażenie, jakby przyszedł tu za karę.

Skąd wiadomo, że wodzirej poległ? Tu odpowiedź jest jeszcze bardziej jednoznaczna. - Kiedy goście bardziej zainteresowani są barszczykiem i zimnymi nóżkami - kwituje Wielgosz.


Marcin Śpiewakowski, dziennikarz warszawa.naszemiasto.pl
Zdjęcie główne: Michał Wołodko
  •  Komentarze 2

Komentarze (2)

dlaczegoOniIstnieją (gość)

nienawidzę wodzirejów i coachów

DJ (gość)

Co za bzdury....:/