Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bój o Bytów. Siedmiu mężczyzn chętnych do rządzenia miastem

Sylwia Lis
Sylwia Lis
Już 7 kwietnia wyborcy w Bytowie zdecydują, kto z siedmiu kandydatów będzie miał największy wpływ na rozwój miasta. Wachlarz jest duży. O fotel włodarza walczą przedsiębiorcy, sportowiec, dziennikarz, były komendant policji, a nawet emigrant zarobkowy.
Już 7 kwietnia wyborcy w Bytowie zdecydują, kto z siedmiu kandydatów będzie miał największy wpływ na rozwój miasta. Wachlarz jest duży. O fotel włodarza walczą przedsiębiorcy, sportowiec, dziennikarz, były komendant policji, a nawet emigrant zarobkowy. Sylwia Lis
Już 7 kwietnia wyborcy w Bytowie zdecydują, kto z siedmiu kandydatów będzie miał największy wpływ na rozwój miasta. Wachlarz jest duży. O fotel włodarza walczą przedsiębiorcy, sportowiec, dziennikarz, były komendant policji, a nawet emigrant zarobkowy.

Odszedł król, szanse się wyrównały

Jaki jest powód, że swój start ogłosiło aż tak wielu kandydatów? Wpływ na to miało z pewnością oświadczenie dotychczasowego burmistrza Bytowa. Już w grudniu Ryszard Sylka ogłosił, że nie stanie do wyborów. Tym samym odszedł największy konkurent, który rządził miastem aż cztery kadencję. Niektórzy do tej pory uważali Sylkę za „wiecznego włodarza” miasta.

- Rezygnacja z dalszego ubiegania się o to stanowisko przez dotychczasowego burmistrza otwiera zupełnie nowe możliwości - wyjaśnia Cezary Obracht-Prondzyński, prof. zw. dr. hab., socjolog, antropolog, historyk, wykładowca w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Gdańskiego. - Widać wiele osób uznało, że warto powalczyć, że się do tego nadają, mają coś do zaproponowania. Są to też osoby z różnych środowisk oraz różnych pokoleń. Niektóre dotychczas w zasadzie nie tylko w życiu politycznym, ale i społecznym nie były aktywne i rozpoznawalne. Zatem zobaczymy, jak im pójdzie. Czego mogę żałować, to to, że wśród licznego grona kandydatów nie ma żadnej kobiety. Ale oczywiście można też zapytać, czy tak duża grupa to zjawisko pozytywne, czy niekoniecznie? Z jednej strony to z pewnością poszerza paletę oferty, więc obywatele - mieszkańcy naszej gminy - będą mieli w czym wybierać. Ale z drugiej strony taka mnogość może wcale wyboru nie ułatwiać, bo trudno się będzie zorientować, kto co proponuje. To może niektórych zniechęcać, zamiast mobilizować. Może też sprawić, że wybór - zwłaszcza w pierwszej turze - może mieć charakter przypadkowy. Ale to już od nas jako obywateli zależy, na ile zechcemy uważnie i aktywnie włączyć się w wybór, który może zdecydować o rozwoju miasta i gminy na lata. Bardzo zachęcam, aby sprawę potraktować poważnie!

Koniec ojcowskiej miłości

Burmistrz Sylka od razu namaścił swojego następcę. To Paweł Dykier z ugrupowania Ryszarda Sylki - Wspólnoty Samorządowej. Sylka chwilę później wycofał się w cień, ale utorował drogę swojemu faworytowi.

Dostało się za to obecnemu wiceburmistrzowi Mateuszowi Oszmańcowi, kandydatowi na burmistrza w ubiegłych wyborach, który w tegorocznych startuje z Porozumienia Lokalnego. Sylka zarzucił mu brak kompetencji i doświadczenia.

- Mieszkańcy naszej gminy w wyborach pięć lat temu wybrali na radnych 10 przedstawicieli komitetu Wspólnota Samorządowa, który zgłosił moją kandydaturę w wyborach na burmistrza Bytowa w roku 2018 - wyjaśnia Sylka. - Do skutecznej, bezkonfliktowej pracy rady miejskiej potrzebna jest większość składająca się z co najmniej 11 radnych. W związku z tym, że brakowało minimum jednego głosu, zdecydowaliśmy się na koalicję z Porozumieniem Lokalnym liczącym pięciu radnych. Warunkiem było powołanie Mateusza Oszmańca na stanowisko zastępcy burmistrza. Niestety, już wówczas nie wszyscy radni PL uznali go za swojego lidera i odeszli. Z tej piątki obecnie tylko jedna osoba deklaruje poparcie jego kandydatury na burmistrza Bytowa. Pomimo tego współpracę z panem Oszmańcem oceniam poprawnie. Doceniam jego kulturę osobistą. Zdawałem sobie sprawę z jego braku doświadczenia samorządowego oraz w zarządzaniu zespołami ludzi. Wdrażałem go więc stopniowo w sprawy gminy, powierzając różne zadania. Udawało się je realizować z różnym skutkiem. Ponadto w pracy samorządowej niezwykle ważne są wzajemne zaufanie oraz umiejętność budowania grupy osób o podobnych poglądach i podobnym spojrzeniu na sprawy miasta i terenów wiejskich naszej gminy. Istotna jest też znajomość procedur i kontakty na szczeblu województwa, skąd pozyskujemy dla gminy dotacje unijne. Ich brak może mieć opłakane skutki dla dalszego rozwoju. Wszystko to wpływa na ocenę skuteczności i moje wątpliwości dotyczące przyszłego zarządzania sprawami mieszkańców przez Mateusza Oszmańca.

To był policzek dla zastępcy burmistrza. Chyba nie spodziewał się aż tak surowej oceny.

- Przykro mi to słyszeć o naszej współpracy, którą oceniam jako bardzo dobrą - stwierdził Oszmaniec. - Dziwi mnie tym bardziej, że jeszcze niedawno burmistrz mówił mi co innego. Brzydzę się tą manipulacją kampanijną! Proszę tylko pamiętać, że „burmistrzem się bywa przez chwilę, a człowiekiem się jest przez całe życie”.

Faworyt kontra odrzucony

Zaraz po tych oświadczeniach swoją kampanię rozpoczął właśnie Paweł Dykier. Jego najwięcej widać w mieście. Pojawia się na spacerach nordic walking, spotyka z przedsiębiorcami i uaktywnił swój profil na portalu społecznościowym.

- Gmina Bytów jest moim miejscem, w którym dobrze się żyje - mówi Dykier. - Zależy mi, aby była bezpieczna, przyjazna i dbała o wielokulturowość swoich mieszkańców. Młodzi powinni mieć szansę zdobyć tu wykształcenie i podjąć zatrudnienie. Chcę, aby Bytów był miejscem rozwoju lokalnych przedsiębiorców oraz perspektywą inwestycyjną dla inwestorów zewnętrznych. Istotny jest równomierny rozwój miasta oraz terenów wiejskich, z naciskiem na poprawę bezpieczeństwa oraz wyrównywanie szans komunikacyjnych. Będę sprzyjać poprawie oferty turystycznej gminy poprzez rozwój zaplecza kulturalnego, noclegowego oraz gastronomicznego, wykorzystując potencjał historyczny i kulturowy naszego miasta.

Dykier ma 41 lat, żonę, dwoje dzieci. Ukończył studia z zakresu przedsiębiorczości, logistyki i transportu na Uniwersytecie Gdańskim. Jest też absolwentem Instytutu Studiów Podyplomowych Wyższej Szkoły Komunikowania, Politologii i Stosunków Międzynarodowych w Warszawie.

Jego najgroźniejszym kandydatem jest oczywiście Mateusz Oszmaniec. Przez ostatnie kilka lat pracy jako wiceburmistrz Bytowa stał się bardzo rozpoznawalny. Ma 35 lat. Mieszka w Mądrzechowie wraz z żoną Beatą. Wspólnie wychowują trójkę dzieci: Radka, Krzysia i Marysię. Ma stopień doktora nauk o kulturze fizycznej uzyskany w Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Ponadto ukończył studia z oligofrenopedagogiki, zarządzania w oświacie, gospodarki nieruchomościami, a także ochrony środowiska.

- Postanowiłem ponownie kandydować na burmistrza Bytowa, ponieważ praca z ludźmi oraz możliwość pomagania im sprawiają mi wielką satysfakcję, a nabyte przez ostatnie pięć lat doświadczenie samorządowe pozwala dzisiaj w świadomy sposób patrzeć na możliwości rozwojowe gminy Bytów - mówi Oszmaniec.

Zapytany o największą gafę popełnioną w minionych latach, odpowiada: - Jeden z moich największych błędów to był moment, gdy na początku pracy w ratuszu nie rozumiałem w pełni ważności skutecznej komunikacji z mieszkańcami. Obejmowało to nieprecyzyjne lub niepełne przekazywanie informacji o moich planach lub decyzjach, co mogło prowadzić do niezrozumienia lub frustracji wśród społeczności. Jestem świadomy, że na stanowisku burmistrza kluczowe jest budowanie zaufania i zapewnienie otwartej, jasnej komunikacji z mieszkańcami. Dzięki temu doświadczeniu zdaję sobie sprawę, jak istotne jest słuchanie i współpraca z ludźmi, aby wspólnie tworzyć lepsze otoczenie.

Człowiek z bytowskiego Zamku

Start w wyborach zapowiedział także Ireneusz Gospodarek, radny miejski.

- Bytów to miasto, w którym spędziłem niemal całe życie - mówi. - Ponieważ jako nauczyciel wychowywałem kolejne pokolenia młodych bytowian, stał się on dla mnie jak jedna duża rodzina, a ta jest najważniejszą wartością w moim życiu i czymś, o co dbam najbardziej. Przez lata pracy nabyłem wiele kompetencji o bardzo zróżnicowanym typie, działając jako nauczyciel, radny, naczelnik ds. edukacji czy będąc dyrektorem zamku. Czerpię radość z dzielenia się z innymi swoją wiedzą i zaletami, a kandydowanie na burmistrza Bytowa uważam za naturalny krok w swoim życiu zawodowym. Uważam, że to stanowisko powinno być jak najmniej związane z polityką, bo to jedyna droga, by zadbać o interes wszystkich bytowian, a nie wyłącznie pewnych grup. Powinna je pełnić niezależna osoba, która potrafi być ponad konfliktami politycznymi, potrafiąca skutecznie uzyskiwać mądre kompromisy w różnych kwestiach. Jestem pewien, że spełniam te wymagania.

Gospodarek na 59 lat, wyższe wykształcenie, miejsce pracy: Powiatowe Centrum Edukacji Zawodowej w Bytowie. Rodzina: żona Irena, trzech synów: Piotr, Michał i Bartosz. Prowadzi bardzo spokojną kampanię wyborczą.

Zadzwoń do Marcina!

Burmistrzem Bytowa chce również zostać Marcin Pacyno, wieloletni dziennikarz i przedsiębiorca.

- W środowisku, w którym działam, często słyszę, że jeżeli nie możesz czegoś zrobić lub masz problem z realizacją swojego przedsięwzięcia, dzwoń do Marcina. Bo jeżeli on tego nie wykona, to już nikt - śmieje się Pacyno. - Coś w tym jest, ponieważ nie odmawiam, nawet jeżeli zdaje się, że temat jest nie do zrealizowania.

Sam oprócz tego, że jest dziennikarzem i prywatnym przedsiębiorcą, konferansjerem prowadzącym imprezy w całej Polsce, sprzedawcą czy organizatorem, lubi wyzwania i innowacje. Od kilku lat działa między innymi w branży rolniczej.

- W czasie covidu podjąłem się tematu, zdawałoby się, nie do zrealizowania - mówi. - Wygrałem przetarg na zorganizowanie 16 spotkań dla 50-osobowych grup rolników, związanych z promocją upraw bezorkowych i tematem racjonalnego gospodarowania ziemią, tak aby w niej pozostawało jak najwięcej wody. Codziennie gdzie indziej musiałem budować infrastrukturę wykładową na polu u rolnika. Po wykładach specjalistów trzeba było nakarmić uczestników i zrobić pokaz prac polowych. Codziennie w innym powiecie rozkładaliśmy salę wykładową namiotową. Podłączaliśmy multimedia i rozstawialiśmy krzesła oraz catering. Za nami jeździł ciągnik i duży samochód z lawetą, które dostarczały maszyny rolnicze. I tak przez 16 dni. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Trzeba tylko dobrze rozplanować ich realizację.

Pacyno ma 47 lat. Żonaty, troje dzieci. Ukończył zarządzenie finansami w podmiotach gospodarczych na Uniwersytecie Szczecińskim.

Pod szyldem PiS i powracający z zagranicy

Prawo i Sprawiedliwość dość długo czekało na zaprezentowanie swojego kandydata. W końcu postawiono na Andrzeja Płaczkiewicza. Trudno zauważyć w mieście jego kampanię.

- Chcąc pracować na rzecz poprawy jakości życia mieszkańców, podjąłem decyzję o starcie w wyborach na urząd burmistrza Bytowa - mówi kandydat PiS. - Startuję jako kandydat największej partii politycznej w Polsce, partii, która wie, z jakimi problemami od lat boryka się nasza gmina, partii Prawo i Sprawiedliwość. Od 18 lat miastem i gminą rządzi bezpośrednio Platforma Obywatelska, choć w wyborach samorządowych startują poza tym szyldem, ukrywając swą przynależność pod różnego rodzaju wspólnotami. Nie boję się wyzwań, uważam, że potrafię zarządzać ludźmi, skupiać ich wokół wspólnego celu. Aktywność w samorządzie lokalnym zawsze traktowałem jako służbę mieszkańcom i codzienną troskę o nasze wspólne dobro.

W wyborcze szranki staje także Piotr Wroński, przedsiębiorca, który przez wiele lat pracował za granicą.

- Decyzję o startowaniu na stanowisko burmistrza podjąłem latem ubiegłego roku - mówi. - Według mnie i bardzo wielu mieszkańców, gmina Bytów od bardzo długiego czasu była i jest niewłaściwie, nieodpowiedzialnie zarządzana. Jako świadomy lokalnej polityki ojciec czwórki dzieci, nie mogę pozwolić, aby wszystkie aspekty życia publicznego naszych dzieci, seniorów oraz mieszkańców w wieku średnim były degradowane poprzez nieszanujących nas włodarzy.

Wroński ma 40 lat, wykształcenie średnie, ukończone trzy lata na dziennych studiach AWFiS w Gdańsku. Studia musiał przerwać wyjazdem za granicę z powodów zarobkowych. Małżonka Karina, dzieci: Błażej, Lilianna, Aurelia i Arsen.

Były komendant z nową energią

Chyba największym zaskoczeniem jest start w wyborach Andrzeja Borzyszkowskiego, który niedawno przeszedł na emeryturę. Były szef policjantów 34 lata przepracował w bytowskiej komendzie, a 14 lat stał na jej czele. Twierdzi, że nie utożsamia się z żadną partią.

- Decyzja o starcie w wyborach kiełkowała we mnie od dłuższego czasu. Jestem mieszkańcem gminy Bytów od ponad 60 lat, sporo już widziałem, sporo doświadczyłem. Przez blisko 30 lat mieszkałem w Bytowie, a od ośmiu ponownie w Płotowie - wylicza. - Ponadto mam kontakt z osobami z wielu środowisk, które reprezentują różne spojrzenia na gminę i często zwracają się do mnie ze swoimi problemami, uwagami. Nie tylko słucham, ale i reaguję na to, co mi przekazują. Kiedy dwa lata temu podjąłem decyzję o przejściu na emeryturę, gdzieś w głowie przemknęła mi myśl, czy nie spróbować swoich sił w pracy w samorządzie. Jednak przejście na emeryturę, ze względu na prośbę komendanta wojewódzkiego, musiałem przesunąć. Kiedy w grudniu obecny burmistrz Bytowa wyznał, że nie zamierza już kandydować, stwierdziłem, że może to jest odpowiedni moment, by spróbować swoich sił w samorządzie. Nadać naszej gminie nowej świeżości i dać szansę mieszkańcom, by dopuścili do zarządzania nowe osoby z nowymi pomysłami i energią do ich realizacji. Rozmowy z mieszkańcami o konieczności wprowadzenia zmian, odświeżenia rady miejskiej, a także moje doświadczenie, w końcu zarządzałem 180-osobową jednostką, przekonały mnie do podjęcia wyzwania.

Borzyszkowski w tym roku skończy 61 lat. Ukończył Technikum Rolnicze w Słupsku, Wyższą Szkołę Policji w Szczytnie, prawo na Uniwersytecie Wrocławskim, a także studia managerskie, studiował pedagogikę w Akademii Pomorskiej w Słupsku i edukację dla bezpieczeństwa. Jest żonaty, ma troje dzieci: dorosłą córkę Anię (jest kardiologiem w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku), a także dwoje małych szkrabów - trzyletnią Felicję i rocznego Andrzejka Juniora.

Łapanka na radnych

Aby kandydaci w ogóle mogli ubiegać się o fotel burmistrza, potrzebne jest spore zaplecze złożone z kandydatów na radnych. W przypadku gminy Bytów oznacza to dokładnie zapełnienie dwóch z trzech okręgów wyborczych siedmioma kandydatami. Temu zadaniu sprostali wszyscy, ale nie było łatwo.

W rezultacie o miejsce w 21-osobowej radzie walczy blisko 180 kandydatów. Wychodzi na to, że w wyborach samorządowych startuje jeden na 125 mieszkańców.

Kto chce zostać radnym? Można by powiedzieć, że... wszyscy. W gronie kandydatów są: samorządowcy, sprzedawcy, fryzjerzy, kosmetyczki, lekarze, nauczyciele, bibliotekarze, sportowcy, poeci, gospodynie domowe, rolnicy.

Dykier postawił na starą, sprawdzoną podczas minionych wyborów ekipę. Podobnie Oszmaniec.

Pacyno, Wroński, Gospodarek postawili na młodych ludzi, przedsiębiorców, a Borzyszkowski, chyba dla ocieplenia wizerunku... otoczył się przede wszystkim wianuszkiem pięknych, młodych kobieta z potężnymi zasięgami internetowymi.

Czy ta mnogość kandydatów z przeróżnych środowisk jest dobra?

- Ta mnogość może, po pierwsze, świadczyć o naszym pobudzeniu obywatelskim, a w zróżnicowanych środowiskach sytuacja zawsze jest bardziej dynamiczna niż w jednorodnych - wyjaśnia profesor Cezary Obracht-Prondzyński. - Po prostu konkurencja jest większa. Po drugie, widać też pewną zmianę pokoleniową - akces do wzięcia odpowiedzialności za miasto zgłaszają osoby, które dopiero wchodziły w dorosłe życie, gdy swój urząd obejmował Ryszard Sylka. Taka zmiana pokoleniowa jest jakoś naturalna i to dobrze, że wśród młodszych mieszkańców są osoby, które chcą się podjąć takiej roli. No i jest trzeci powód - rezygnacja Sylki niejako „odkorkowała” sytuację. Nadszedł czas na nowe rozdanie i wiele osób chce z tego skorzystać. Myślę, że za pięć lat, gdy zadziała wprowadzony mechanizm ograniczenia liczby kadencji w samorządach, zobaczymy efekt tego w wielu gminach w całej Polsce. My ćwiczymy to już teraz.

Te ćwiczenia nieco przerażają niektórych mieszkańców, szczególnie humanistów.

- Dla demokracji ta różnorodność i liczba kandydatów jest dobra i zła - mówi nam jedna z bytowskich nauczycielek. - Dobra, bo fajnie, że ludzie uczą się, czym jest lokalny samorząd. Zła, bo w gronie osób ubiegających się o funkcję radnego jest sporo ludzi z minimalną wiedzą i zaangażowaniem. Ostatnio na liście kandydatów zobaczyłam swoją znajomą. Gdy z nią rozmawiałam, stwierdziła „nie głosuj na mnie, ja tylko musiałam zapełnić listę”. Inny z kandydatów stwierdził, że startuje, bo chce mieć znajomości w urzędzie. Boże! Chroń nasz Bytów!

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bój o Bytów. Siedmiu mężczyzn chętnych do rządzenia miastem - Głos Pomorza

Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto