Ochotnicza Straż Pożarna w Kolbudach związana jest mocno z rodem Lejkowskich. Najważniejszy jest Hubert Lejkowski, chociaż nie jeździ już do gaszenia pożarów z racji wieku. Jest prezesem honorowym OSP w Kolbudach. W jednostce tej jest 12 jego synów, 4 córki, 3 synowe i 3 zięciów. Do tego 5 wnuczek jest w drużynie młodzieżowej OSP Kolbudy. Wszystkich strażaków, którzy jeżdżą na akcje jest 33. Ponadto jest jeden druh honorowy oraz dwóch wspierających. Rodzinna OSP działa sprawnie prezesem jest Jacek Lejkowski, a naczelnikiem - Marek Rosa, zięć pana Huberta. Panie prowadzą piękną, strażacką kronikę.
Jednostka OSP w Kolbudach od 2002 r. jest w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym, gdzie sprawdza się w działaniu podczas pożarów i wypadków drogowych oraz innych mniejszych zagrożeń.
- W zeszłym roku braliśmy udział w 89 akcjach, w tym szesnaście pożarów, a pozostałe zaliczane do ratownictwa technicznego - mówi Jacek Lejkowski. - Jadąc na akcje nie rozmawiamy. Wszyscy jesteśmy skupieni, żeby jak najsprawniej przeprowadzić działania po przybyciu na miejsce. Słuchamy meldunków z Komendy Powiatowej PSP w Pruszczu Gdańskim. Podczas powrotu jest inaczej. Cieszymy się z wykonanego zadania i dyskutujemy czy można było lepiej przeprowadzić zadania. Jedna z pań jeździ z nami na akcje i doskonale się sprawdza. Zapewne w jej ślady pójdą następne.
Kolbudzcy strażacy chętnie uczestniczą w różnorodnych szkoleniach prowadzonych przez Komendę Powiatową PSP w Pruszczu Gdańskim. Kurs pierwszej pomocy medycznej przeszło i egzaminy zdało 15 druhów z Kolbud. Mirosław Derek, jeden z kolbudzkich strażaków, który w młodości brał udział w wielu akcjach OSP w Kolbudach kończy właśnie Szkołę Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu. Druhowie biorą również udział, jako porządkowi podczas wielkich imprez. Są wtedy blisko ludzi, podobnie, jak podczas festynów wiejskich, gdzie samochód gaśniczy chętnie oglądają dzieci.
Strażacy z Kolbud często jeżdżą na akcje ratownicze podczas wypadków drogowych. Gdy trzeba ratować rannych w wypadkach, nie każdy druh-ochotnik jest w stanie sprawnie działać, gdy widzi umierającą osobę.
- W takim wypadku chowam wrażliwość i działam zgodnie z instrukcją, bo do przyjazdu lekarza tylko my możemy pomóc poszkodowanym- dodaje prezes Lejkowski. - Nie wszyscy potrafią się jednak opanować. Niektórym trzęsą się ręce. Inni nie mogą zapomnieć twarzy człowieka konającego na naszych rękach. Ja w takich przypadkach mam pewność, że zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy.
ZOOM ze statystyką pożarów za 2016:
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?