Podczas II wojny światowej funkcjonowało wiele niemieckich obozów koncentracyjnych, a jednym z nich był Stutthof. Jego dzieje są utrwalone w wiedzy powszechnej. Czy więźniowie pracowali na Żuławach Gdańskich i jakie były ich losy?
1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, jednocześnie Wolne Miasto Gdańsk wraz z Żuławami zostały włączone w granice III Rzeszy. Dla wielu Polaków był to początek niekończących się tragedii. Wielu zatrzymanych przewożono do obozów koncentracyjnych. Już 2 września 1939 roku, na obrzeżach Żuław, w miejscowości Stutthof, utworzono taki obóz. Więźniów często zatrudniano u niemieckich gospodarzy, wykorzystując ich jako tanią siłę roboczą. Z Gdańska transportowano więźniów statkiem do przeprawy pontonowej w Kiezmarku. Mieczysław Szymański wspomina jak po dobiciu do brzegu: „spoglądaliśmy na ciągnący się na wale długi sznur furmanek należących do okolicznych niemieckich gospodarzy. Oczekiwali nas na przybrzeżnej łące. Macając nasze umięśnienie wyszukiwali sobie najodpowiedniejszych dla siebie Polaków”.
Zobacz: Pruszcz Gdański: Przegląd Chórów Amatorskich Powiatu Gdańskiego "Listopadowe śpiewanie" [ZDJĘCIA]
Podobny rytuał, przypominający opis targu niewolników, przytacza Brunon Zwarra: „Gdy schodziliśmy na ląd, zaczęli wśród nas przebierać, poszukując najbardziej im odpowiadających robotników. Udało mi się stanąć na uboczu i wtedy, widząc ten ogromny harmider i słysząc te pokrzykiwania, przypomniała mi się scena z przeczytanej w latach dziecięcych książki. Gdy widziałem to macanie muskułów i zaglądanie do twarzy oraz szacowanie całej postawy poszczególnych ludzi naszła mnie myśl, że tak samo odbywał się zapewne opisany w Chacie Wuja Toma targ czarnych niewolników. Teraz wydzierano sobie białych niewolników, Polaków”.
Filia obozu Stutthof w Kizemarku funkcjonowała od 21 października 1939 roku do 25 listopada 1939 roku. Pracowało w niej 20 więźniów obozu koncentracyjnego. Jego likwidacja nie oznaczała, że więźniowie nie pojawiali się na Żuławach Gdańskich.
Jednak więźniowie dalej pracowali na żuławskich ziemiach. Grupa 25 z nich opuściła Stutthof w eskorcie jednego z wachmanów w ciepły kwietniowy dzień 1940 roku, by udać się do Trutnów. Jednym z nich był Kazimierz Brzuszkiewicz, który był tak osłabiony, że w drodze do gospodarstwa co kilkadziesiąt kroków przystawał, aby złapać oddech. To z jego relacji wiemy, że właściciel gospodarstwa w Trutnowach był „wysoki, chudy zrzęda. Ponury i stały malkontent”. Posiadał duży majątek na dobrych żuławskich glebach. Zatrudniał stałych pracowników, a także robotników sezonowych. Od jesieni korzystał ze znacznie tańszej siły roboczej – więźniów. Mógł być jednym z tych gospodarzy, którzy przyjeżdżali do Kiezmarku by ich wybierać. Za ciężką pracę zapewniał więźniom znośne warunki pobytu: łóżko z kocem, lepsze jakościowo i bez ograniczeń wyżywienie np. zacierka z chudego mleka, która wielu więźniom uratowała życie. Bowiem tłuszcz wszystkich zabijał. Jak wspomina Brzuszkiewicz, jeden z więźniów za posiadaną gotówkę kupił kostkę margaryny, zjadł ją, a rano znaleziono go nieżywego.
Praca trwała od światu do wieczora, nie tylko na polu, ale także w ogrodzie warzywnym. Do najcięższych zajęć należało młócenie zboża:
„Po kilku dniach młócenia trzeba było worki z ziarnem nosić do bardzo wysokiego spichlerza. Wziąłem worek z beczki i wywróciłem się. Worek mnie nakrył. Całe szczęście pilnujący nas pracownik zaczął sypać mniej do worka i sprawę rozwiązał rozsądnie. Spichlerz by na wysokości 3 piętra i nosiłem worki kilka dni z kimś na zmianę. Po dwóch tygodniach nabrzmiałem jak dynia, koledzy podobnie”.
Ciężkie warunki pracy rekompensowała możliwość nawiązania kontaktu z rodziną, zezwolenie na prowadzenie korespondencji. Dzięki temu Brzuszkiewicz, pod koniec września 1940 roku, opuścił gospodarstwo w Trutnowach. Wolność zapewniły mu matka i żona, wykupując go za pieniądze. Praca w tym komandzie funkcjonowała jeszcze do jesiennych omłotów.
Warto pamiętać o wielu więźniach podobozów Stutthof na terenie Żuław Gdańskich. Ich obozowa rzeczywistość to ciężka i żmudna praca, często wyczerpująca i doprowadzająca do śmierci. Ich los zasługuje na naszą pamięć i upamiętnienie.
Jedną z form pamięci o tych więźniach jest kapliczka w Cieplewie.
Współpraca: Tomasz Jagielski
ZOBACZ TEŻ: Wydarzenia, które odbyły się w ciągu ostatnich dni
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?