Psy były tak głodne, że rzucały się na jedzenie - mówi Beata Miśkiewicz z TOnZ.
- To całe moje życie, mam tylko je. Przygarniałam te porzucone, bite, katowane, przywiązywane do drzewa. Przynosiły mi je także dzieci. Uratowałam kociaka, którego ktoś chciał utopić w stawie. Jakim prawem mi je zabieracie? Dlaczego nikt z was nigdy mi nie pomógł? - płakała roztrzęsiona. Ostatecznie zrzekła się zwierząt.
W małym mieszkaniu panuje fetor nie do zniesienia. Oprócz psów jest jeszcze osiem kotów, dwa króliki i świnka morska.
- Rzeczywiście, może czuć przykry zapach, ale ostatnio źle się czułam i nie sprzątałam - przyznaje pani Zdzisława.
Sąsiedzi twierdzą, że kobieta starała się, jak mogła opiekować zwierzętami.
- Nie były głodzone, tachała z Biedronki wielkie torby karmy - broniła sąsiadki jedna z kobiet.
Inni mieszkańcy domu twierdzili z kolei, że część psów w ogóle nie była wyprowadzana na spacery.
- Odebrane psy zawieziemy do lecznicy, w czwartek przyjedziemy po pozostałe zwierzęta - zapowiedziała Beata Miśkiewicz.
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?